niedziela, 28 lipca 2013

użyteczny


Podstawowe prawa i obowiązki dzieci mają mieć równe. Ale w interesie społeczeństwa jest promować jednostki zdolne i dopieszczać jednostki wybitne. Zrównanie dzieci powoduje, że ukształtowany już osiemnastolatek nie potrafi wycofać swego ja za koleżankę lub kolege bardziej społecznie użyteczną / użytecznego. Nie piszę o podejrzanej dowolności decyzji lekarskich, piszę o prawie.
Takie przypisywanie mi intencji godzenia w misję lekarzy prowadzi do rozciąganie dyskusji na nieskończoną przestrzeń odpowiedzialności moralnej, rozważań o etyce, itd.
Pisałem tylko o jednym, jedynym aspekcie problemu „nie zamieniać” leżącym na styku praw pacjenta oraz uprawnień lekarza, które to uprawnienia w kwestii zamiany leków, jak wynika z doniesień medialnych, są w praktyce zbyt rozciągliwe.
Cieniowanie wszystkich problemów w lecznictwie przypomnieniami o misji i niezbywalnej aczkolwiek trudnej odpowiedzialności lekarza w służbie pacjentom i to wbrew knowaniom biurokratów, jest moim zdaniem rozwadnianiem, zamazywaniem praktycznego, konkretnego problemu „nie zamieniać” i wędrówką w stronę pompy jak najdalej od realu.
Bo od dziecka nie miał / miała okazji stwierdzić, że jesteśmy nierówni.
Dorosły Polak i dorosła Polka nie słyszą i nie czytają nic o odsiewie w szkole baletowej. I żaden nepotyzm i równość praw nie pomoże dziewczynie lub chłopakowi, gdy organizm jest skłonny do puszystości.
Jesteśmy różni już w chwili urodzin. Wyrastamy w poczuciu krzywdy gdy ktoś zarabia 3 x średnia lub więcej. Pożytki jakie zbiorowość ma z tego tak nagradzanego, nas nie interesują.
Zjedzą nas szczury, bo fletnikowi nie wypłacono zbyt wysokiego naszym zdanie obiecanego wynagrodzenia.
Doktor G. nie ma wysokiej kwoty na koncie w banku szwajcarskim. Nie dowiedzą się tego ci, którym transplatolodzy życia nie przedłużyli przestraszeni przez anioła uczciwości Zbigniewa Ziobrę.

dyskusja


Aby nie przedłużać dyskusji o sprawach nieistotnych, czyli o roli w społeczeństwie prawa, rozumu i świadomości jednostki, w jakiej rzeczywistości żyje…
… co wymagałoby komentarza do rozlicznych nieporozumień, niespójności i sprzeczności, jakie wyrażasz… (a ten blog to przecież dyskusje działkowców i hobbystów sprzętu foto)… dodam tylko, dla zdrowia:
a/ przepisy są jednoznaczne więc można i trzeba je interpretować w taki sposób; reszta to kwestia kompetencji woli albo intencji w ich komentatorskim rozmydlaniu i/lub czytelniczym zrozumieniu tego procederu
b/ pisząc o podejrzanej „dowolności” decyzji lekarskich, ośmieszamy jedynie sens tego zawodu i własną zdolność do racjonalnego dbania o zdrowie.
c/ prawo nie służy do zmieniania go w narzędzie zastępujące profesjonalizm, tak jak urzędnik nie jest po to, aby prawo stanowić, lecz mu służyć.
Jeśli znajdziesz w tym, co napisałem pole do refleksji rozjaśniającej Ci ogląd świata zapodawanego medialnie, będę kontent. Jak jutro rozprawię się z Lewym (będzie ciężko, bo jestem zgięty w połowie i podpieram się laską), wrócmy do strony techniczno – organizacyjnej przekazania Praktisixa za ocean.
Po przeczytaniu Twojego wpisu uniosłem się cięzko z bujanego fotela i sprawdziłem wagę tego aparatu (rzeczywiście, noszony zbyt długo może spowodować zniszczenie chrzastki międzykręgowej) oraz stan jego odkurzenia.
Z tym ostatnim nie jest najlepiej, bo żonie nie podoba się jego ekspozycja w miejscu na regale z ksiązkami, więc nie ma do niego serca.
Poza tym aparat ma także oryginalny niemiecki (chyba) futerał skórzany i zdezelowany światłomierz z dodatkowym ekranem ktorego nigdy nie używalem.