niedziela, 30 czerwca 2013

Janka czas


Oto obiecany urobek „życzliwych” określeń niedoszłego premiera z Krakowa:
„nieodpowiedzialny głupek, politykier, kłamca, krętacz, cham, postać żałosna i podła, marna kreatura, hipokryta, gnój, bałwan, idiota, mainstreamowy błazen,
histeryk, niedojrzały bufon, nadęty i zarozumiały, egocentryczny mitoman, kabotyn, popaprany pieniacz, miernota zapatrzona w siebie, megaloman, żłób, blagier, bezczelny chuligan, pętak, pyszałek, klaun, chimeryczny i rozpieszczony narcyz, zwykły bubek, tupeciarz, hucpiarz, żałosny męczennik”.
Przepraszam tych wszystkich, których opinie pominąłem, a to z tego powodu, że wybrałem tylko te nadające się na proces o zniesławienie. Niech to będzie mój skromny wkład do zrzutki na biednego Janka. Z oczywistych względów nie zamieściłem swoich epitetów i licznych powtórzeń. Przychylałbym się raczej do procesu o zniewagę niż o zniesławienie. Proces o zniesławienie byłby ryzykowny. Wszystkie te epitety mają charakter oceny i na oskarżonym spoczywa ciężar udowodnienia, że kogoś nazwał, na przykład ‘żłobem’. Przede wszystkim, musiałby zdefiniować co uważa za ‘żłób’, a mógłby definiować co mu zaświta, następnie podać różne przykłady z życia skarżącego, które uważa za ‘żłobowatość’, też co mu w głowie zaświta. Dlatego, że to wszystko jest subiektywne i ocenne, strony i sąd, mogą mieć różne mniemanie i to po uważaniu, co zawsze można podważyć, zaskarżyć, odwołać i nawet gdyby uzyskało się wyrok skazujący to przeprosić tak aby skarżącego jeszcze raz zniesławić. Oczywistą sprawą byłoby gdyby kogoś nazwać; pijak, pedofil, złodziej itp. itd, i nie udowodnić tego … wyrok skazujący pewny. Przy zniewadze zaś, zachowanie oskarżonego zmierza do poniżenia osobistego poczucia godności skarżącego, a tu już nie tak łatwo jest wymigać się jakimiś ocenami. Liczy się zamiar i obelżywość słów, nawet jak jest to zamiar ewentualny.Dziwię się (trochę, dla niedzielnej pory mszalnej) Pani zdziwieniu, zażenowaniu i poczuciu upokorzenia.
Czyż nie było widać, że sprawność intelektualna Rokity jest powierzchowna, służąca swoją elokwentną emanacją syceniu bardziej swojego ego niż docieraniu do głębi spraw? Czy nie było widać jego gierek słownych, swoją sprawnością służących nieraz wdeptywaniu rozmówców w wykładzinę? Nie było widać tych tryumfalnych, złośliwych uśmieszków kiedy mu się udało? Bez baczenia na racje, z wewnętrznym światełkiem doświetlającym własną, rokicią wspaniałość?
Przy uważnym oglądzie i wsłuchaniu się w to co mówi i jaką mowę ciała prezentuje swobodnie Jan Rokita nie było to trudne. Powiem nawet, że było to dosyć łatwe.
Jego pojedynki na słowa i gesty z trudniejszym przeciwnikiem, np. Markiem Borowskim, szybko ujawniały powierzchowną politurę wiedzy, rozumu kultury. Maszynka wymowy,owszem, służyła mu i wtedy dosy sprawnie, ale szybo przełączał ją na tryb: „ratunku, Niemcy mnie biją”.
Mówił i czynił obficie, szczodrze własną wspaniałą osobą obdarzając Polskę i jej płaskawych mieszkańców. Ale mylenie tego z głębszymi przymiotami, które jak widac słabo są obecne w panu Janie Rokicie, to jednak zawodowy błąd.